Dzień Świętego Marcina czy Mortensaften czyli kiedy właściwie obchodzimy Św Marcina w Danii? Czy Duńczycy nie odróżniają drobiu? Kto zamienił gęś na kaczkę i dlaczego? O tym i innych ciekawostkach związanych z duńskimi obchodami dnia biskupa Marcina dowiecie się z mojego artykułu. Zapraszam do czytania Anna- Maria Taszek
Dzień świętego Marcina przypadający na 11 listopada obchodzony jest w niektórych regionach w Polsce. Poznaniacy zajadają się w tym dniu przepysznymi marcińskimi rogalami. Jednak 11 listopada w większości kraju przyćmiony jest obchodami ważniejszego dla Polaków wydarzenia, którym niewątpliwie było odzyskanie niepodległości w 1918 roku. W Danii natomiast obchodzi się Mortensaften, czyli wigilię dnia Świętego Marcina. Dlaczego tak dziwnie? Otoż oszczędni Duńczycy za jednym zamachem czczą obu ważnych dla siebie Martinów. Tak naprawdę 10 listopad, czyli Mortensaften jest dniem urodzonego w 1483 roku reformatora Martina Luthera, natomiast 11 listopad to rocznica pogrzebu Martina z Tours, a zarazem dzień chrztu wielkiego reformatora. Przez 11 lat mieszkania w Danii kaczka na obiad w Mortensaften była dla mnie kompletną zagadką. Wiadomo przecież, że „na świętego Marcina najlepsza gęsina, patrz na piersi, patrz na kości, jaka zima nam zagości”. Skąd zatem ta przedziwna podmiana drobiu?
Słów kilka o Martinie z Tours
Martin żył w IV wieku w Cesarstwie Rzymskim. Urodził się około 317 roku w Panonii , na terenie dzisiejszych Węgier w pogańskiej rodzinie. Ojciec był dowódcą cesarskiego legionu , co według prawa zobowiązywało również jego syna do służby wojskowej. Niekoniecznie zainteresowany życiem żołnierskim Martin mając niespełna 10 lat uciekł z domu. Chciał się poświęcić Chrystusowi i wieść życie kapłana. Niestety po pięciu latach został pojmany i wcielony do jazdy. Nadal nieochrzczony przyodziawszy wojenną zbroję prowadził wstrzemięźliwe i surowe życie. Swój szczupły żołd rozdawał ubogim.
Martin i żebrak
Podanie głosi, iż pewnego srogiego, zimowego wieczoru, gdy Martin wracał do koszar u bram francuskiego miasta Amiens zobaczył drżącego z zimna żebraka. Biedak przyodziany był tylko w łachmany. Nasz bohater co prawda pieniędzy już nie posiadał, ale miał płaszcz i miecz. I z miecza umiał jako wojskowy zrobić użytek. Przeciał swe okrycie na pół i podzielił się z biedakiem, niewątpliwie ratując go od śmierci z wychłodzenia.
Następnej nocy przyśnił mu się Chrystus w połówce wojskowego płaszcza i oznajmił ” Martin spragniony Mej nauki przyodział mnie”. Po tym śnie żołnierz przyjął chrzest święty.
Martin w służbie Bogu
Po kilku wyprawach wojennych zwolniono go w końcu z dalszej służby wojskowej. Udał się wówczas do Hilarego, słynnego biskupa w Poitiers, który go wyświęcił i wysłał do rodziców. Celem tej wizyty miałby być przeprosiny i nawrócenie ich na chrześcijaństwo. Udało się to połowicznie. Matka wraz z częścią krewnych przyjęła wiarę chrystusową natomiast ojciec został niewzruszony. W efekcie Martin został z Węgier wygnany. Po wielu perypetiach schronił się w końcu przed prześladowaniami na bezludnej wyspie Gallimaria koło Genui. Z czasem wraz ze zgromadzonymi wokół siebie pustelnikami założył najstarszy klasztor w Galli.
Gdy w 360 roku z wygnania wrócił do Poitiers Hilary, Martin również się tam udał. Razem założyli Ligüge, pierwszy klasztor we Francji. Cnota mnicha i cuda, które czynił przyciągała do niego wielu uczniów. Mówiono o nim:
” Dusza i serce Marcina zawsze wzdychały do Nieba; nie było chwili, w którejby nie działał dla Boga, a modlitwy nigdy nie przerywał, choćby jak najwięcej zajęty. Oblicze jego jaśniało nadziemską radością, tak że zdawał nam się istotą nadprzyrodzoną. Nikt w nim nigdy nie dostrzegł namiętnych uniesień, smutku, gniewu lub niecierpliwości. Kto go widział, ten odgadywał, że chodząc tu po ziemi, przebywa już duchem w krainie pokoju i wiekuistego szczęścia.“ Żywoty św. Pańskich (wyd. 6), ks. Piotr Skarga
Ze względu na swą dobrą reputację mieszkańcy Tours chcieli wybrać Martina na biskupa . Czy im się to jednak udało?
Legenda o Świętym Martinie
W 371 roku umarł w Tours biskup Grzegorz. Zauroczeni czynami i cnotami Martina mieszkańcy miasta na nowego biskupa życzyli wybrać sobie byłego żołnierza. Niestety jemu samemu nie bardzo przypadł ten pomysł do gustu. Uciekając przed skandującym jego imię tłumem wiernych, by uniknąć wybrania go na biskupa Martin schronił się w gęśniku. Niestety drobiowi nie bardzo spodobał się nowy mieszkaniec. Być może był zbyt odmienny, a może zajmował za dużo miejsca? W każdym razie ewidentnie nie pasował do otoczenia. Zdegustowane ptaki zaczęły żarliwie i głośno gęgać, tym samym zdradzając społeczności Tours miejsce ukrywania się duchownego. Pod ogromną społeczna presją i z wielką niechęcią przyszły święty przyjął stanowisko biskupie.
„Na świętego Marcina najlepsza gęsina…”
Wydany przez ptaszydła przyszły biskup, okazał się dla nich mało wyrozumiały. Zemścił się na nich okrutnie. Zarządził mianowicie, aby raz do roku, na pamiątkę tych wydarzeń każde gospodarstwo, w każdym miejscu na chrześcijańskiej ziemi ubijało co najmniej jedną gęś. Nadziewana jabłkami, serwowana z pieczonymi kasztanami zdradziecka ptaszyna pojawia się od tamtej pory na wielu europejskich stołach.
Mortensdagen – Dzień Biskupa Mortena
W Danii pierwsza wydrukowana wzmianka o tym zwyczaju pojawiła się w 1616 roku, długo po reformacji, za sprawą wydanej w Ålborgu przez Hansa Hansena książeczki o „Anser martianus eller Sankt Mortensgås”. Mimo, że jest to kraj protestancki, 11 listopada jest dalej zaznaczony w kalendarzu. Martina zamieniono na Mortena, zamiast obiadu 11 listopada je się wieczerzę 10. Reforma kalendarza dokonana w 1770 roku przez Johann Friedrich Struensee zmieniła ten dzień ze świątecznego, wolnego od pracy na całkiem zwykły roboczy. Czym zatem tłumaczyć siłę jego przetrwania?
Myślę, ze głównym powodem jest sam miesiąc. Tuwim powiedział „Listopad: jeden z dotkliwszych wrzodów na dwunastnicy roku.” Mimo to, w dawnych czasach był to najlepszy miesiąc do świętowania. Dzień Świętego Martina był jakby przełomem jesieni i zimy i zakończeniem prac polowych. Listopad był czasem uboju a zatem jedynym czasem, gdy jadano świeże, nie zakonserwowane solą, mięso. Lud potrzebował wytchnienia po ciężkim roku więc jakie znaczenie miało tak naprawdę na czyją cześć świętuję?
Kaczka na duńskich stołach
Przez lata mieszkania w Danii, zastanawiałam się skąd u licha wziął się zwyczaj serwowania kaczki w wigilie Świętego Marcina. Powód, jak zwykle w tym kraju, okazał się banalny…
W dawnych czasach hodowla gęsi nie była w Danii dość popularna. Co za tym idzie ich mięso do najtańszych też nie należało. Praktyczni protestanci zamienili zatem gęsinę na kaczkę, a drogie i trudno dostępne kasztany jadalne na karmelizowane ziemniaki, tworząc w ten sposób własną tradycję. Nie oznacza to bynajmniej, że białe ptaszysko nie może pojawić się na stole. Jednak w instytucjach i restauracjach, w przeciwieństwie do Wielkopolski serwowana jest raczej kaczka w ten dzień.
Tekst Anna-Maria Taszek
P:S.
Dedykuję tekst w prezencie imieninowym Marcinowi Korbanowi i Bartłomiejowi Iwanickiemu. Marcinowi w podziękowaniu za ogromną cierpliwość i wytrwałość w nauczaniu mnie języka duńskiego. Iwanowi zaś dziękuję za to, że po prostu jest.
Źródła
Irøn Piø ” Det festlige år”, Sesam 1997r.
Mogens Eillertsen „Bog om år &dage”, Politikens 1985
„Derfor fejrer vi mortensaften” Kristeligt dagblad” Lea Schøler Christensen
Choć czytałam ten artykuł rok temu to chętnie do niego powróciłam 😉
Cieszę się bardzo.
Przyjemny artykuł. Z ciekawością prawdziwą go przeczytalem. Widzę ze ta wiedza nie jest wyssana z palca ,tez mieszkam w Dk. Zycze zdrowia
Dziękuję bardzo za tak miłe słowa. Również życzę zdrowia i powodzenia.
Fajna tradycja, a kvak w ten dzień cieszy podniebienie. Dzień ten obchodzony jest też np. we Lwowie i tam włąśnie tradycją jest spożywanie gęsi 😛 Ja uwielbiam jedno i drugie, wiec podoba mi sie Dzień Sw. Marcina.
Ps. Bardzo, baaardzo lubię Twoje opisy Ania ;*
Asia dziekuję za te przemiłe słowa. Cieszę się, że ktoś mnie czyta. Poważnie!